Płock. Za oknem strugi deszczu… ktoś tam na górze albo zapomniał przykręcić prysznic, albo była niezła balanga. Nieważne – za oknem mokro zimno, nieprzyjemno. A to był czwartek właśnie… właśnie ten, w którym Arek chciał jechać do Kolejorza i Koziołków. Ale nie jechaliśmy na mecz, ani inne takie, bo na Ułefa nie lubi – pojechaliśmy na coś znacznie bardziej widowiskowego i „dla kobiet”: bicie rekordu Guinness’a w ilości puszczonych jednocześnie papierowych lampionów. No ale jak to tak w deszcz?
Wszelkie prognozy przeciw nam. Stara cyganka spod Kauflandu narzeka, że będzie lało jeszcze ojojoj długo… więc nadzieje żadne. Jednak moi tajni informatorzy z Poznania mówią, że chmury są, ale i też pompa z nieba coraz mniejsza. Hubert podszedł do sprawy bardzo ambicjonalnie i powiedział, żebyśmy to my zdecydowali. Więc podjąwszy bez wątpliwości damską decyzję osiodłaliśmy pięknego Opla i ruszyliśmy w stronę Soczewki i jeszcze trochę dalej. Całą drogę było sucho, a Poznań przywitał nas kapuśniaczkiem – i wcale nie mam tu na myśli specjału kulinarnego. Więc z okazji Nocy Kupały miałby padać deszcz? Co to, to nie. W międzyczasie odwiedziliśmy strefę kibica na starym mieście, ale ochrona zazdrościła nam luf, więc nie mogliśmy znieść tych spojrzeń i poszliśmy hulać po mokrej kostce brukowej na starówce.
Nim się obejrzeliśmy nadszedł czas wybrać się nad Wartę na wspaniały świetlny spektakl. Na oko było około milyjard Poznaniaków i kilku mieszkańców Gniezna. Większość wyposażona w papierowy lampion, zapalniczkę i aparat ustawiała się pod mostem św. Rocha. Artyści na scenie rozgrzewali rozweselony tłum i oni już wiedzieli, że tych lampionów będzie dużo. Niesamowita feeria barw, radosnych twarz i rozświetlone niebo udzielało się w powietrzu. Panowała ogólna radość w związku z najkrótszą nocą w roku. Nietrudne w obsłudze lampiony pięły się ku górze rozświetlając nabrzeże Warty, tworząc niepowtarzalnie malowniczy obraz.
Udało się! Około 18 000 lampionów o godzinie 23.00 wzbiło się nad Poznań i pokazało, że ludzie jeśli chcą – to mogą. Niewielkim nakładem sił wspólnie stworzyć coś pięknego. Potem poszliśmy na iście europejskiego kebaba turystycznego i się zwinęliśmy do Płocka. Ale jedno jest pewne – będziemy tam za rok, albo pobijemy ten rekord nad Sobótką!
tekst: Masza
1 Komentarz
Sobótka jest nasza 😛 !